Andrzej Bachleda-Curuś: Potencjał widzę ogromny

Chcieliśmy, aby powstała mała, ale dynamicznie rozwijająca się górka z łatwym dostępem dla wszystkich miłośników narciarstwa – o stoku narciarskim w Sieprawiu w wywiadzie dla Myślenickiego Miesięcznika Powiatowego SEDNO mówi Andrzej Bachleda Curuś, polski narciarz alpejski, medalista mistrzostw świata, olimpijczyk współwłaściciel stoku narciarskiego Siepraw-Ski
Dzisiaj wywiad przeczytać możecie także na łamach miasto-info.pl
Jak to się stało, że wspaniały alpejczyk Polski, legenda narciarstwa alpejskiego trafił do sieprawia, wsi, w której tradycje narciarskie równe były jeszcze do niedawna nieomal zeru?

Kiedy wpadł Panu do głowy pomysł, że na terenie Sieprawia, gdzie górki nijakie, można otworzyć stok narciarski i utworzyć wokół niego całą narciarską infrastrukturę?
W latach 70 - tych miałem okazję przebywać w Stanach Zjednoczonych, między innymi w Detroit, mieście, które też nie posiada gór, a w którym istnieje stacja narciarska ze stokami o niewielkiej różnicy wzniesień. Stacja ta przynosi, tam w USA, wiele frajdy i radości ludziom, którzy w różnych godzinach dnia i nocy chcą pojeździć na nartach. Jedna z takich stacji powstała nawet na… złomowisku starych samochodów. Stacje te czynne są przez 24 godziny na dobę i każdy, kto tylko zechce pojeździć na nartach może to uczynić w każdej chwili. Na przykład widziałem pracowników fabryki, którzy wychodząc po nocnej zmianie wpadali na stok na małe piwko i na kilka szusów narciarskich. Wówczas pomyślałem, że fajnie byłoby przenieść taką stację na nasz grunt, tu, do Małopolski.
Czy może Pan przypomnieć, jak rodziła się realizacja projektu Siepraw-Ski?
Na początku 2000 roku zupełnie przypadkowo spotkałem na swojej drodze Andrzeja Gocmana, człowieka, który miał bardzo dobrą przeszłość narciarską. Wspólnie rozpoczęliśmy proces poszukiwania odpowiedniego miejsca do zrealizowania pomysłu otwarcia stacji. Na początku naszych działań umiejscowiliśmy ich akcję w Wieliczce, ale szybko okazało się, że pomimo wniesionego przez nas wysiłku organizacyjnego i finansowego podziękowano nam i to w sposób nie do końca elegancki. Wówczas, również przypadkowo, spotkaliśmy wójta Sieprawia Tadeusza Pitalę, który zaprosił nas do siebie, aby pokazać nam tutejszą górkę i ewentualnie zachęcić do podjęcia dalszych rozmów na temat jej wykorzystania pod potrzeby narciarstwa alpejskiego. Przez półtorej godziny błądziliśmy po okolicy, aby trafić na Siepraw i na stok, ale kiedy już znaleźliśmy jedno i drugie, stwierdziliśmy, że jest to to, czego szukamy. Mała górka, która nadawałaby się na stację narciarską dla ludzi dorosłych i dla dzieci. Potem już, powoli, dzięki przychylności wójta, ludzi z Sieprawia i władz powiatu rozpoczęliśmy budowę obiektu.
Początki nie należały do łatwych?
No tak, na bazie starego kiosku powstały kasy, potem bardzo ważny obiekt, toalety, wreszcie w 2004 roku odbyło się pierwsze śnieżenie stoku. Starałem się w procesie powstawania stacji wykorzystać całe swoje doświadczenie nabyte podczas okresu zawodniczego, jak i okresu pobytu w Stanach. Nie chodziło nam oczywiście o stworzenie w Sieprawiu narciarskiego uniwersytetu. Chcieliśmy, aby powstała mała, ale dynamicznie rozwijająca się górka z łatwym dostępem dla wszystkich miłośników narciarstwa. Potem pomogły nam dotacje europejskie, dzięki którym mogliśmy zamontować na stoku dodatkowe wyciągi, otworzyć restaurację, część hotelową oraz wypożyczalnię sprzętu. Słowem powstała stacja, jakich wiele w innych krajach europejskich, gdzie tradycje narciarstwa alpejskiego są znacznie większe niż w Polsce.
Macie więc Panowie za sobą spory sukces. Z małej, nic nie znaczącej górki, by nie rzec ugoru, uczyniliście prężnie działającą stacją narciarską. Wiem jednak, że sukces to nie tylko radość, ale także troski?
Na pewno udało się wspólnie z Sieprawiem osiągnąć sukces medialny, czyli taki, który przekłada się na popularność miejscowości i gminy. Mamy jednak pewien problem natury klimatycznej. Otóż brak od trzech sezonów prawdziwej zimy upodabnia nasze wysiłki do wysiłków znanego skądinąd Greka Zorby. Mamy jednak nadzieję, że przyjdą lepsze czasy, czyli siarczyste, a co najważniejsze śnieżne zimy i będziemy mogli nadal się rozwijać i inwestować. Liczę też w tym względzie na aktywność Pana Boga, bez pomocy którego wszystkie powyższe życzenia nie są nawet pobożne.
Wiem, że przy budowie i eksploatacji stoku przyświecał Wam także cel pozanarciarski.
Tak, tym celem jest dołożenie cegiełki do wielkiego dzieła oczyszczania terenu. W miejscu, w którym dzisiaj działa stok znajdowała się kiedyś ubojnia, tak więc podczas prowadzonych prac ziemnych, wykopów pod słupy itd. natrafialiśmy na czaszki i kości zwierzęce. Niestety, jeśli chodzi o oczyszczanie powietrza, to wciąż są z tym problemy, a to za sprawą dwóch sąsiadujących ze stokiem kominów. Nie chcę i daleki jestem od wskazywania, czy wytykania palcem ludzi, ale każdy kto przyjedzie na stok sam zobaczy i oceni. Owe kominy w żadnym punkcie nie współgrają z naszą chęcią dążenia do warunków stworzenia czystej Polski. Muszę jednak powiedzieć, że jesteśmy w trakcie pozytywnych rozmów i być może ta sytuacja ulegnie zmianie na lepsze.
Czy działania sąsiadujących firm nie studzą Waszego entuzjazmu?
Na pewno trochę tak. Dynamika naszych działań jest ciut zachwiana, podobnie jak entuzjazm. Można by zrobić wiele dobrego i wiele ciekawego, ale czy wobec zaistniałej sytuacji warto?
Wspomniał Pan o nie najlepszych zimach. Cczy w związku z tym planujecie jakieś działania w okresie wiosenno – letnim?
Tak. Wiosna i lato nie może być dla Siepraw – Ski okresem martwym. Chcemy na stoku uruchomić tzw. gras - sky, czyli narciarstwo rolkowe, może także kolarstwo górskie, może mini pole golfowe, a może korty tenisowe? Musimy i chcemy iść w paru kierunkach, ale nie od razu, raczej powoli i systematycznie.
Jak, z perspektywy swojego doświadczenia, ocenia Pan potencjał regionu w kwestii rozwoju sportu i turystyki?
Jestem zaskoczony pozytywną jakością życia ludzi w Sieprawiu. Dużo ładnych, zadbanych ogrodów, domów, dużo przedsiębiorczych rzemieślników i to, co najważniejsze, rozwijająca się klasa średnia, a więc to, czego nasz kraj potrzebuje najbardziej. Mógłbym z czystym sumieniem podać Siepraw, jako wzór dla polityków, którzy tworzą coś w rodzaju Muppet Show zaś swoimi decyzjami czy zachowaniem powodują, że człowiek traci grunt pod nogami. Tymczasem mocny grunt to właśnie lokalne działanie na rzecz dobra gminy. Jest to także baza dla naszych działań.
Jak zatem postrzega Pan potencjał regionu myślenickiego, jako regionu turystyczno – wypoczynkowo – rekreacyjnego?
Potencjał jest ogromny. Już choćby z tego względu, że pod nosem znajduje się Kraków ze swoim milionem mieszkańców, którzy gdzieś muszą wypoczywać, gdzieś uprawiać sport, gdzieś uprawiać turystykę. Wciąż mało jest miejsc, które spełniałyby wszystkie te potrzeby. W dobie Europy bez granic, kiedy Polak ma do dyspozycji dziesięć razy większy wybór miejsc spełniających jego potrzeby w zakresie sportu, wypoczynku i turystyki niż jeszcze pięć lat temu, nie możemy zasypiać gruszek w popiele. Musimy działać. Potencjał całej Małopolski, nie tylko regionu myślenickiego, jest olbrzymi, ale wciąż słabo wykorzystywany. Na przykład na obu łopatkach leży sprawa wody. Mamy jej dużo, ale nie jest zagospodarowana. Takich ośrodków jak Siepraw powinno być na terenie regionu znacznie więcej. I żadnego znaczenia nie ma tutaj fakt, że Siepraw jest częścią regionu stosunkowo niewielkiego. Mieszkają tutaj przecież ludzie, którzy doceniają rolę wysiłku fizycznego i sportu w życiu codziennym, mają frajdę z tego, że mogą uprawiać różne dziedziny sportu, w tym narciarstwo.Tymczasem mamy do czynienia z paradoksami. Na przykład nasze tenisistki, siostry Radwańskie osiągają doskonałe wyniki na arenach międzynarodowych, ale nie dzięki dobremu systemowi nauki gry w tenisa w Polsce, ale dzięki rodzinnym tradycjom i sponsorom, takim, jak na przykład Ryszard Krauze, który sam doskonale gra w tenisa i jeździ na nartach. Albo pływanie. W Krakowie nie ma, tak naprawdę, gdzie potrenować w profesjonalnym, pełnowymiarowym basenie. Pływacy muszą jeździć na basen do Oświęcimia. Dobrą inicjatywą jest budowa Orlików 2012 i to nie tylko z perspektywy samego sportu, ale także z perspektywy wychowawczej, bo jak mówi proboszcz z Sieprawia, dzięki takim inicjatywom mniej będzie powywracanych znaków drogowych i powyrywanych
ławek w parkach.
Czy zatem Pańskim zdaniem, region myślenicki powinien iść właśnie w tę stronę, w stronę marki regionu wypoczynkowego, takiego, na terenie którego nie podejmuje się żadnych uciążliwych dla procesu tworzenia infrastruktury turystyczno – rekreacyjnej inwestycji typu: wytwórnie mas bitumicznych, śmietnisk, betoniarni, czy kamieniołomów?
Jeśli urbanistycznie i estetycznie zakładamy, że region ma pełnić takie właśnie funkcje, to jest to region absolutnie uprzywilejowany i chroniony przed wrogimi dla niego inwestycjami. W przeciwnym razie jest to łączenie wody z ogniem. Nie chcę się wymądrzać, ale kiedy siedzę tam, gdzieś w tych swoich Alpach, widzę, że każda gmina, czy każdy makroregion organizuje swoje strefy przemysłowe, jak najdalej od siebie. U nas jest na odwrót. Dam przykład, oczywiście negatywny, Zakopanego, gdzie często mur betoniarni graniczy ze ścianą domu wypoczynkowego, czy pensjonatu. To zgroza. Pasuje do siebie jak, pięść do nosa. Za taki stan rzeczy odpowiada urbanista gminny, czy powiatowy. Wysypisko śmieci, a jakże także jest potrzebne. Ale musi być tak zorganizowane, aby, było jak najmniej uciążliwe dla przedsięwzięć turystycznych, rekreacyjnych, czy sportowych.
Proszę na koniec naszej rozmowy powiedzieć coś na temat tego, w jakim stopniu jest Pan dzisiaj związany z narciarstwem alpejskim?
No cóż, osobiście uważam, że zrobiłem swoje. Może nie do końca tak, jak chciałem, ale takie były czasy, taki system. Słowem: nie było łatwo. Tradycje rodzinne pociągnął syn Jędrek. Razem zbudowaliśmy trochę tego polskiego narciarstwa alpejskiego. Niestety działania Polskiego Związku Narciarskiego, to szczyt ignorancji i lekceważenia w kwestiach zawodniczych. Nikt nigdy nie zaproponował nam współpracy, nikt o nią nie poprosił, pomimo że nasze doświadczenie mogłoby pewnie pomóc w wielu kwestiach. Natomiast wciąż jestem w temacie kibicując grupie młodych, zdolnych narciarzy, którzy trenują na stoku w Sieprawiu pod okiem Andrzeja Gocmana. Życzę im i ich rodzicom dużo samozaparcia i sukcesów na arenie zarówno krajowej, jak i międzynarodowej.
Andrzej Bachleda - Curuś (ur. 2 stycznia 1947 w Zakopanem), polski narciarz alpejski, medalista mistrzostw świata, olimpijczyk. Pierwszy polski narciarz, który zdobył medal mistrzostw świata w konkurencjach alpejskich - brąz w 1970 w Val Ggardena w kombinacji alpejskiej. W 1974 na mistrzostwach świata w St. Moritz poprawił to miejsce zdobywając w kombinacji alpejskiej srebrny medal. Dwukrotnie wystąpił na olimpiadzie: w Grenoble 1968 (6 m. w slalomie specjalnym) oraz w Sapporo 1972 (9 m. w slalomie gigancie). 1972 pełnił obowiązki chorążego polskiej reprezentacji olimpijskiej. Na swoim koncie ma także: zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata, 6 medali Zimowej Uniwersjady, 7 złotych medali Spartakiady Armii Zaprzyjaźnionych oraz 14-krotne zwycięstwo w mistrzostwach Polski.