Stanisław Mitana, sołtys Bysiny

Od 24 Lat Stanisław Mitana, mieszkaniec Bysiny, działa społecznie dla dobra innych ludzi. 75-letni dzisiaj sołtys Bysiny ma na swoim koncie wiele dokonań, którymi jako człowiek skromny, nie lubi się chwalić. Mimo to Sedno namówiło go do tego, aby podzielił się swoimi uwagami i odczuciami

Dzisiaj wywiad przeczytać możecie na łamach miasto-info.pl


Czy pamięta Pan okoliczności, w jakich został wybrany na sołtysa Bysiny?

Oczywiście. Takich momentów się nie zapomina. Było to w 1990 roku. Podczas zebrania, które prowadziłem miał zostać wybrany nowy sołtys, bowiem poprzedni zmarł. Z czterech kandydatów otrzymałem najwięcej głosów. Na 120 głosujących swoim zaufaniem obdarzyło mnie aż 112 osób.

Czy obejmując w 1990 roku funkcję sołtysa nie miał Pan obaw o to, czy podoła zadaniu?

Oczywiście, że miałem. Ale doświadczenie zebrane podczas działalności społecznej pozwalało mi spoglądać w przyszłość z optymizmem.

Jaka to była działalność?

Zaangażowałem się w budowę kościoła w Bysinie. Pamiętam, że kiedy Kardynał Stanisław Dziwisz konsekrował kościół i kiedy uklęknąłem podczas błogosławieństwa małżeństw za plecami żony, wskazał na mnie i powiedział: czeka na ciebie wielka nagroda tam w Górze. Będę te słowa pamiętał do końca życia.

Tak więc nie obawiał się Pan trudności, jakie czekały na Pana w związku z wyborem na sołtysa?

Bardziej obawiała się ich moja żona. Twierdziła, że nie będę w stanie podołać obowiązkom domowym i służbowym. Moje obawy sprowadzały się do tego, że pracując z ludźmi nigdy nie jest się w stanie zadowolić wszystkich. Wiedziałem, że do tego, aby moje sołtysowanie miało sens i przynosiło efekty konieczna jest zgoda.

Jak przekonał Pan żonę do tego, aby nie obawiała się i uwierzyła w to, co Pan zamierza robić?

Wytłumaczyłem jej, że praca na rzecz drugiego człowieka jest bezcenna.

Czy pamięta Pan, jakie inwestycje czy przedsięwzięcia podjęte przez Pana już w roli sołtysa sprawiły najwięcej problemów?

To były problemy z cmentarzem. Kiedy zatwierdzono już jego lokalizację, wykonano badania geologiczne, okazało się, że z różnych przyczyn cmentarz nie może być w tym miejscu zlokalizowany. Trzeba go było przenieść gdzie indziej. Być może miejsce to jest ładnie położone, ale daleko i na górce. Kiedy idzie się za trumną trudno śpiewać, bo ostre powietrze zatyka gardło.

Poza tym, cmentarz znajduje się daleko od drogi i położony jest na gruncie podmokłym, pełnym kamieni. Sporo kłopotu przyniosła ze sobą także budowa szkoły. Stara waliła się w oczach. Dobrze, że spadające dachówki nie zabiły nam idącego do szkoły proboszcza, kiedy udawał się na lekcje religii. Ile zabiegów kosztowało mnie skomasowanie i wykupienie działek pod nowy budynek, wiem tylko ja. Dzisiaj oprócz budynku stoi także sala gimnastyczna.

Przez te osiemnaście lat sołtysowania odniósł Pan wiele sukcesów. Które z nich, z perspektywy czasu, uważa Pan za najbardziej znaczące?

Te, które wydawały się nie do zrobienia, a jednak zostały zrobione. Na przykład położenie asfaltu w Bysinie, na drodze koło Figuły. Problem polegał na tym, że należało wcześniej uzyskać zgodę kilku właścicieli na to, aby droga mogła powstać. Takie zadania zawsze bywają bardzo trudne. Druga droga, przez tzw. hołujówkę, powstawała w wielkich bólach. Prywatni właściciele gruntów zamknęli ją, zagrodzili. Przywiozłem wówczas burmistrza Ostrowskiego na miejsce pokazałem, co, gdzie i jak. Zaproponowałem, aby każdy z właścicieli działek przy drodze oddał kawałek pod jej budowę. Jedna kobieta nazwała mnie nawet głupolem. Ty głupolu, wołała, chcesz drogę zrobić po moim? Dzisiaj już nie krzyczy. Kiedy widzi, jak do pola dojeżdża kombajn, czy traktor, siedzi cicho.

Jakie cechy charakteru, Pana zdaniem, musi wykazywać dobry sołtys?

Przede wszystkim musi być ostrożny w stosunku do ludzi, bo z nimi bywa różnie. Musi czuć potrzeby ludzi i być w każdej chwili do ich dyspozycji. Pamiętam taką sytuację, kiedy o 23 zapukał do drzwi mojego domu nie całkiem trzeźwy mieszkaniec Bysiny z zamiarem uiszczenia podatku. Musiałem go przyjąć i odebrać należne pieniądze. Dobry sołtys musi także szybko reagować na to, co się wokół niego dzieje. Kiedyś zauważyłem grupkę chuliganów niszczących znaki drogowe. W takich przypadkach nie zawiadamiam policji. Działam natychmiast. Zebrałem ich w kupę i mówię: jutro do godziny 11 wszystko ma być naprawione. Jak nie, to podaję sprawę do sądu grodzkiego. Nie jestem kapusiem, ale porządek musi być. I co? Na drugi dzień wszystko naprawione. Staram się rozładowywać napięcia na miejscu. Innym razem widzę, jak gość ciągnie smykiem drzewo z lasu. Harata asfalt, aż miło. Tak nie wolno, tłumaczę. Nie podam sprawy, gdzie trzeba, ale drugi raz tego nie rób. Tak. Sołtys musi, kiedy trzeba i dla dobra sprawy być tolerancyjny i wyrozumiały. Jak widzę gości pijących piwo za blisko sklepu, kiedy chowają butelkę pod marynarkę na mój widok, mówię: nie bój się sołtysa, bój się prawa i przepisów. Sołtys to nie kapuś, ale przecież wiesz, że piwo możesz pić w odległości 50 metrów od sklepu.

Czy ma Pan, w związku z tą stanowczością przestrzegania przepisów, wrogów?

Nic mi na ten temat nie wiadomo. Nie chcę przecież robić ludziom krzywdy. Zawsze działam na ich korzyść.

A co będzie z drogą z Myślenic przez Bysinę i Jasienicę do Sułkowic? Od dawna walczy Pan o to, aby uczynić ja bezpieczniejszą?

No cóż. Wierzę w to, co powiedział na zebraniu wiejskim przewodniczący rady powiatu Józef Tomal, to znaczy, że znajdzie się 200 tysięcy złotych na rozpoczęcie budowy tych chodników.
Wierzę także w budowę obwodnicy, która odciąży naszą drogę. Jest to jednak wiara na 50 procent. Zanim coś się w tej kwestii wydarzy, pewnie odejdę z urzędu.

Dlaczego miałby Pan to robić? Ma Pan dość sołtysowania?

Żona ma dość. Wciąż powtarza: daj sobie spokój Stasiu, nie uganiaj się tak, tylko odpocznij. Mam nieco odmienne od niej zdanie, choć może zdrowie już nie to.

Kiedyś wypowiedział Pan opinię, że nie jest za tym, aby likwidować zakłady znajdujące się przy uciążliwej drodze prowadzącej przez Bysinę. Czy coś się w tym temacie zmieniło?

Kamieniołom według mnie nie jest dla mieszkańców tak bardzo uciążliwy, jak smolarnia. Dymi i śmierdzi. Jak otworzę okno w domu, to od razu mam w pokoju słodki zapach smoły. Są przypadki zachorowań. Dobrze byłoby dla zdrowia mieszkających tu ludzi, aby smolarnia przestała funkcjonować. Kiedyś, jeszcze za PRL-u, petycję w tej sprawie podpisało 150 mieszkańców, ale jak widać, nie przyniosła ona zamierzonego efektu.

Co sołtys może zrobić w tej kwestii?

Chciałbym, aby w planie przestrzennym zagospodarowania gminy wprowadzić zmiany doprowadzające w konsekwencji do likwidacji smolarni. Podobno ma ona działać do śmierci technicznej, ale kto to wie, kiedy przestaną działać maszyny? Kto wie, czy właściciel smolarni nie remontuje ich po cichu?

Co zaplanował w zakresie inwestycji sołtys Bysiny na ten rok?

Chcemy położyć asfalt na długości 200 metrów na jednej z dróg tak, aby piętnastu mieszkańców wsi miało dojazd do swoich domów, mam nadzieję, że ruszy budowa wodociągu i obiecywana budowa chodnika, myślę też o regulacji Bysinki, która grozi podmyciem drogi.

Na koniec proszę nam powiedzieć, dlaczego z taką pasją wykonuje Pan swoje obowiązki, przecież praca sołtysa to praca społeczna, nie przynosząca korzyści materialnych?

To jest jak choroba. Kto raz zasmakował pracy na rzecz innych, ten tak szybko z niej nie zrezygnuje. Poza tym wierzę w to, że tam w Górze czeka mnie za to nagroda.

Jak długo zamierza Pan jeszcze pełnić funkcję sołtysa, zmagać się z problemami, jak to mówi Pańska żona, uganiać się?

No cóż, czas ucieka, wieczność czeka. Ale na tę ostatnią też trzeba sobie zasłużyć.

Powiązane tematy

Czytaj także

Komentarze

  • 23.03.2009 - 1:43
    Ten sołtys, po ostatniej rozkładówce i okładce w miejscowym piśmie, zaczyna już wyrastać na lokalną gwiazdę. Pozazdrościć takiej kadencji:)
    Cytuj Zgłoś
Poinformuj o komentarzach